środa, 12 marca 2014

dzieje się!

Pogoda taka, że człowiek rozważa, czy się nie przywiązać  do masztu (nogi od biurka) póki jeszcze chlupocze w nim ta odrobina rozsądku. Słońce świeci, ptacy świergolą,  motyle latają,  ziemia pachnie, krokusy kwitną, pewnie lada dzień eksplodują te dziadygi -łodygi-forsycje. Jeśli potrwa to  dłużej, ludzie się zaczną do siebie uśmiechać na ulicy, czy coś.

Zwykle uśmiecham się do nieznajomych, albo ot tak do własnych myśli, co czasem rodzi  nieporozumienia. A to jestem wzięta za ulubioną koleżankę z kolonii w Radomyślu z  Roku Pańskiego 79, a to za siostrę kolegi, za Miśkę, jak Boga kocham Miśkę!, a to ktoś poufnym szeptem w kolejce wyznaje, że widział wszystkie moje filmy polskie i zagraniczne, albo chce mi sprzedać okazyjnie rodowy, szczerozłoty ( he, he) sygnet. 

Wchodzę ci ja kiedyś do Apteki z papierową teczką w której drzemią  jakieś rysunki i ksera, no i z bananem na licu. Mówię dzień dobry. Pani Magister milczy, milczy, mruży oczy i patrzy na mnie badawczo, zza szklanej tafli i okularów.  Podchodzę do okienka i zanim zdążę cokolwiek powiedzieć, Pani mówi twardo -NIC OD PANI NIE WEZMĘ! Ja na to  inteligentnie odpowiadam czymś na kształt - EEEEeeee???? - NO MÓWIĘ PRZECIEŻ, NIE MA KIEROWNICZKI, NIC OD PANI NIE WEZMĘ!
-Aaaaspirynę poproszę. -Rozpuszczalną. Mówię łamiącym się głosem  sarenki Bambi i wychodzę z podkulonym ogonem.
Tak się kończą wiosenne szaleństwa. Mówię Wam, trzeba przywiązać się do masztu i być głuchym na podstępne wabienie awiofauny!

6 komentarzy:

  1. Wiem co zrobić, żeby bananem na banana odpowiedzieli niewdzięcznicy! Załóż jeden z tych cudnych nosów doczepianych, bankowo się dostroją :)))
    Z bananem na gębie, pozdrowienia wiosenne przesyłam,
    am

    OdpowiedzUsuń
  2. No ba! Tylko czy mi w Kobierzynie malować pozwolą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. * Kobierzyn to taki nasz podkrakowski Zakład dla Bardzo Bardzo Bardzo Nerwowo Chorych.

      Usuń
  3. Tak, tak, trzeba się (czasem?) przywiązać do masztu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wojciech Eichelberger pisał w jakimś felietonie, że przepracowany, zmęczony, skołowany zapytał- Panie Boże, czemu ja muszę tak zasuwać, tak się męczyć, zarabiać, zarabiać, zarabiać? I Pan Bóg odpowiedział (Wojciechowi by nie odpowiedział, też coś!) -Do niczego byś nie doszedł, nie rozkwitł wewnętrznie jak róży kwiat, jeśli nie musiał byś zarabiać dudków. Taki jesteś leniwy obuzie!
    I Wojciech E. przestał narzekać, czego Wam i sobie życzę.

    OdpowiedzUsuń