Kolorowy deszcz zapowiadający nową książkę Justyny Bednarek
czwartek, 27 lutego 2020
poniedziałek, 17 lutego 2020
niedziela, 9 lutego 2020
Wraża szarża lobby niziołków
Ha, sprawa dla reportera. Odkryłam spisek krasnali, który ma na celu długotrwałe, ale skuteczne wytrzebienie ludzkiej rasy. Pod rządami niziołków znaleźli się projektanci i producenci podmiejskich BUSÓW, które jeżdżą w te i wewtę po dziurawych drogach naszej pięknej Ojczyny.
Słuchajcie, słuchajcie: to bezwzględne lobby zmusza wszystkich pasażerów o wzroście powyżej półtora metra do zwinięcia na ciasnym fotelu w zwarty kokon zawierający również podręczny bagaż i wierzchnią odzież. Nogi swoje albo odkręcamy, albo przez oparcie dźgamy po lędźwiach pasażera przed nami, albo zmysłowym ruchem owijamy nimi szyję jak etolą. Na inne sposoby posiadania nóg w busie nie wpadłam, jak byście mieli inne patenty -dajcie znać.
Jeśli nie zabiją nas zaburzenia krążenia, bus będzie próbował nas ugotować. Mieszanka gazów złożona z odoru choinek zapachowych , spalin, rozgrzanego plastiku i eko zapachów emitowanych przez pasażerów wynosi około 36,6C.
Cios ostateczny zadawany jest poprzez układ nerwowy. Kierowcy słuchają albo radia z ekstatycznie radosnymi didżejami albo ulubionych kaset z pieśniami o charakterze romantyczno- krotochwilnym. Podmiot liryczny przeważnie dziwuje się sile swojego uczucia i urodzie poszczególnych części wybranki.
Kiedy nie ma się szansy na siedzenie/kokon/etolę stoi się zmiażdżonym przez innych nieszczęśników i ma widok na brudną wykładzinę dywanowa, którą obita jest podsufitka. Okna kończą się na wysokości kluczowego metra pięćdziesięciu i stojąc widzimy tylko fragment jezdni, krawężniki, trawniki i kawałek chodnika. Żeby nie przegapić swojego przystanku z mantrą na ustach przepraszam, przepraszam , przepraszam wykonujemy pomiędzy udręczonymi , zmęczonymi spoconymi ludźmi ruchy niezapomnianego frontmana grupy Boney M.
A kierowcy -ludzie z fantazją na zakrętach i wertepach miotają pasażerami jak warzywami w woku.
Jeśli przeżyliśmy i miażdżenie i smród i disco polo i heroiczne przedzieranie przez tłum do wyjścia, czeka nas ostatnia próba. Klamka drzwi wyjściowych umiejscowiona gdzieś na wysokości kolan (niziołki krasnalcza ich mać!), w tajemniczym półmroku.Tu podjazd na zatoczkę przystanku z fantazją szarżującej husarii , tu gibiący naszym środkiem ciężkości bagażyk, dusza na ramieniu, a klamka? Nie wiadomo gdzie. W mroku nie dostrzeżesz, miotany siłą odśrodkową przy zakręcie nie namacasz. Kierowca pomaga okrzykami: nie to! To jest co insze! Klamka! K l a m k a jest! No jak pragnę zdrowia, no to urwane takie tam. No przecież mówię że TAM!
Ile razy wychodzę cało z tej przygody rozważam ucałowanie asfaltu i przytulenie do krawężnika. Ale nie, może tylko na to czekają cholerne nizioły. Walka trwa!
Słuchajcie, słuchajcie: to bezwzględne lobby zmusza wszystkich pasażerów o wzroście powyżej półtora metra do zwinięcia na ciasnym fotelu w zwarty kokon zawierający również podręczny bagaż i wierzchnią odzież. Nogi swoje albo odkręcamy, albo przez oparcie dźgamy po lędźwiach pasażera przed nami, albo zmysłowym ruchem owijamy nimi szyję jak etolą. Na inne sposoby posiadania nóg w busie nie wpadłam, jak byście mieli inne patenty -dajcie znać.
Jeśli nie zabiją nas zaburzenia krążenia, bus będzie próbował nas ugotować. Mieszanka gazów złożona z odoru choinek zapachowych , spalin, rozgrzanego plastiku i eko zapachów emitowanych przez pasażerów wynosi około 36,6C.
Cios ostateczny zadawany jest poprzez układ nerwowy. Kierowcy słuchają albo radia z ekstatycznie radosnymi didżejami albo ulubionych kaset z pieśniami o charakterze romantyczno- krotochwilnym. Podmiot liryczny przeważnie dziwuje się sile swojego uczucia i urodzie poszczególnych części wybranki.
Kiedy nie ma się szansy na siedzenie/kokon/etolę stoi się zmiażdżonym przez innych nieszczęśników i ma widok na brudną wykładzinę dywanowa, którą obita jest podsufitka. Okna kończą się na wysokości kluczowego metra pięćdziesięciu i stojąc widzimy tylko fragment jezdni, krawężniki, trawniki i kawałek chodnika. Żeby nie przegapić swojego przystanku z mantrą na ustach przepraszam, przepraszam , przepraszam wykonujemy pomiędzy udręczonymi , zmęczonymi spoconymi ludźmi ruchy niezapomnianego frontmana grupy Boney M.
A kierowcy -ludzie z fantazją na zakrętach i wertepach miotają pasażerami jak warzywami w woku.
Jeśli przeżyliśmy i miażdżenie i smród i disco polo i heroiczne przedzieranie przez tłum do wyjścia, czeka nas ostatnia próba. Klamka drzwi wyjściowych umiejscowiona gdzieś na wysokości kolan (niziołki krasnalcza ich mać!), w tajemniczym półmroku.Tu podjazd na zatoczkę przystanku z fantazją szarżującej husarii , tu gibiący naszym środkiem ciężkości bagażyk, dusza na ramieniu, a klamka? Nie wiadomo gdzie. W mroku nie dostrzeżesz, miotany siłą odśrodkową przy zakręcie nie namacasz. Kierowca pomaga okrzykami: nie to! To jest co insze! Klamka! K l a m k a jest! No jak pragnę zdrowia, no to urwane takie tam. No przecież mówię że TAM!
Ile razy wychodzę cało z tej przygody rozważam ucałowanie asfaltu i przytulenie do krawężnika. Ale nie, może tylko na to czekają cholerne nizioły. Walka trwa!
A mogło być tak pięknie:
"Moja pierwsza księga pojazdów" autorska książka wydana p[rzez Egmont |
Subskrybuj:
Posty (Atom)