Dostałam od kochanego
Alcydła torbę. Filcową, superową, na podszewce. Chodziłam z nią ze dwa lata. Co jak na tak niestałą płochą wietrznicę jak ja to baaaardzo długo. Tego samego zdania był Pan Sierotka i 1599 tekstylnych toreb które wisiały w tym czasie na poręczy fotela.
No ale SZARA - pasuje do wszystkiego, praktyczna- mieści się w niej i teczka A4 z wydrukami, pękaty portfel (z dwiema dychami, trylionem starych paragonów i sekstylionem kart stałego klienta) i przysłowiowe kilo kartofelków, i piórnik z zylionem pisaków, ołówków i szminką. Zyskała na bliskiej ze mną znajomości i wewnętrzną smycz z karabińczykiem na klucze (zgapione od
Jareckiej- nie cierpię bowiem rozpaczliwego rycia w torebce za kluczami kiedy ręce wydłużają mi się jak u gibona pod wpływem ciężaru zakupów, a mnie bardzo chce się siusiu) i wewnętrzne kieszonki na komórkę i aparacik foto.
Torba miała naszyte alcydłowe kółeczko szydełkowe, ładne -wiadomo, ale nie do wszystkich kolorów ubrań mi pasowało. Poza tym koniec świata dwa lata, d w a l a t a z nim chodziłam.
Więc wymyśliłam sobie zmienne "skórki". Na razie mam dwie .
Różową i niebieską.
Niebieskie są z alicjowych kwiatków
manu. Nosiłam jako naszyjnik, ale nawet na takiej dorodnej babeczce jak ja były trochę przyduże. A torbie- borbie do twarzy!
Do naszyjnika ( kwiatki z materiału zaprojektowane przeze mnie dla manu, wypchane ocieplaczem do zimowych okryć i pracowicie ręcznie zszyte) doszyłam jeszcze na cieniowanej włóczce bimbadła z filcowych kuleczek, no bo kto bogatemu zabroni?
A różowe kółeczka udziubała pięknie na szydełku Kasia z Budki. Już ze 3-4 lata temu. Było tych różowych krążków dużo, cześć wykorzystałam przy tym projekcie
z reszty zrobię sobie nowy ozdobny naszyjnik- śliniaczek, albo sieknę na szarą spódnicę, kto to wie?
Znalazłam je , kiedy ekhem szukałam kasinych niebieskich kwiatków.
Pewnie znajdę je kiedy będę ryć za czymś innym- nie tracę nadziei. GDZIEŚ SĄ. A że wedle Amerykańskich Naukowców Wszechświat się kurczy, z każdym dniem będzie łatwiej, prawda?