"Gdzieś między czwartym, a szóstym rokiem życia Ela Wasiuczyńska postanowiła, że zostanie ilustratorką książek dla dzieci. Jak postanowiła, tak zrobiła, co nie powinno dziwić u osoby obdarzonej stalową wolą i mrówczą pracowitością. Po drodze - bagatela! - wystarczyło kupić pędzelki i skończyć studia na krakowskiej ASP, a potem osiąść w podkrakowskich Węgrzcach, w domu z widokiem na las, zagon kapusty, zająca i sarenkę.
Krystalicznie czyste powietrze pod Wawelem (sic!) sprawiło, że Elżbieta pozostała krakowianką z wyboru. Dom udekorowała na własną modłę - w soczystych, tropikalnych kolorach. Podobnej metamorfozie ulegały wcześniej wszystkie studenckie mieszkania Eli i jej męża - artysty malarza (z racji postury zwanego Panem Yeti*). Meble i ściany poddane zostały bezlitosnej obróbce - nudne, mieszczańskie politury i bure lamperie zniknęły pod warstwą świetlistej farby. Kolor jest religią tej pary - rządzi w domu niepodzielnie. Kobaltowa sypialnia, jaskrawożółta kuchnia, pomarańczowa łazienka...- wchodząc, czujemy się gośćmi Pana Kuleczki. To nie przypadek - artystka do ilustrowanych przez siebie książek targa własne meble, sprzęty i poduszki. Świat wykreowany na użytek literackiej fikcji i realne otoczenie Elżbiety zlewają się w jedno - Wasiuczyńska nosi sukienki swoich bohaterek, "pożyczają" sobie wzajemnie torby i korale. Kaczka Katastrofa panoszy się w salonie artystki, pies Pypeć śpi na niebieskiej sofie... Uważny obserwator wyłowi z książek na wskroś "wasiuczyńskie”, prywatne fanty ilustratorki. Garnki, kubki, pościel, doniczki... każdy przedmiot w domu dwojga malarzy poddany jest kolorystycznej regule, która czyni ich prywatną przestrzeń wyjątkową. Ta niezwykła umiejętność narzucania światu swojego estetycznego porządku bywała przydatna - Elżbieta przez wiele lat projektowała ubranka dla marki "endo" i dekoracyjne gadżety do dziecięcych pokojów. Nieletni krewni i przyjaciele, ubrani od stóp do głów, do dziś wspominają te czasy z rozrzewnieniem.
Elżbieta ma rzadki kolorystyczny dar - obstając przy kolorach czystych, łączy je w tak wyrafinowane kombinacje, że dają efekt świetlistości, bez pstrokacizny. W jej malarskich ilustracjach światło odgrywa znaczącą rolę - wiosenne plenery, ukwiecone łąki, połyskliwe jeziora... - to wszystko buduje atmosferę błogiego lenistwa i bezpiecznego, dziecięcego raju. Z książki na książkę paleta Elżbiety rozszerza się o kolejne kolorystyczne eksperymenty - energetyczne, nasycone, jak patera soczystych owoców.
Pośród ilustratorów są: "malarze", "rysownicy", "architekci książki"... Elżbieta z pewnością należy do tych pierwszych, ale ma przy tym umiejętność dowcipnego charakteryzowania rysunkiem swoich bohaterów. Zażywne paniusie, chude dziewczątka, dranie spod ciemnej gwiazdy, przebiegli złoczyńcy, zarozumiali władcy... - na pierwszy rzut oka rozpoznajemy typy i typki.
Talent do skrótu, karykatury, łączy się z inną zaletą artystki - poczuciem humoru. Elżbieta Wasiuczyńska jest bystra, dowcipna, ma ucho do słownych szarad i językowej żonglerki. Znajdziemy na to liczne dowody w ilustracjach i drugie tyle na autorskim blogu Eli http://wasiuczynska.blogspot.com/
, gdzie w krótkich, komicznych postach komentuje swoją ilustratorską robotę. Fani bloga wyczekują niecierpliwie na kolejne wpisy, bo graficzka odsłania sekrety warsztatu, ujawnia etapy powstawania ilustracji i zaplecze pracowni, zapełnionej pudłami tęczowych nici, wielobarwnych paciorków, polarowymi skrawkami, które za chwilę przybiorą kształt bajecznie kolorowych, wyszywanych ilustracji.
Elżbieta Wasiuczyńska ma wielki talent do przyjaźni - jest uważna i szczodra, przyjaciół rozpieszcza, obdarowuje zabawnymi liścikami. Wytrwale koresponduje na papierze, starannie dobierając papeterię i dekorując ją własnymi rysunkami, które stają się cenną pamiątką.
Wszystko, co robi Elżbieta Wasiuczyńska, jest integralne i do trzewi "własne" - jej artystyczne wybory nie są kwestią chwilowej mody, czy koniunktury, ale są z ducha "wasiuczyńskie"- stylistycznie spójne, rozpoznawalne, niepodobne do innych... Z każdym nowym ilustratorskim zadaniem artystka wprowadza do własnego języka wizualnego kolejne głoski i wyrazy - sięga po nowe techniki, testuje narzędzia, nie tracąc jednak własnego, oryginalnego brzmienia, które tak lubimy. Nowe pomysły mnoży i aplikuje dzieciom podczas warsztatów plastycznych. Zaraźliwy optymizm, który emanuje z jej ilustracji, zjednuje Elżbiecie Wasiuczyńskiej armię małych i dużych entuzjastów."
*Pan Yeti w pełnej krasie:
A w sobotę, 25 marca, od 13:00 do 14:00 razem z Agnieszką Żelewską i Wojciechem Widłakiem i kompletem narowistych długopisów będziemy czekać na czytelników na stoisku Media Rodziny. Do zobaczenia!