piątek, 24 lipca 2015

Zielnik

Od przeszło roku kompletuję zielnik. Fotograficzny.
I nieodmiennie się zachwycam: ile fasonów! Jakie materie, faktury, struktury, co za myśl inżynierska! Ileż wykroi!
No to wekuję i pakuję do elektronicznej spiżarni.
Choć trudno w to uwierzyć- przyjdą łyse listopady.











Kosmosy całe prawda?

















































































Dwa dni temu, pachnącym lipcowym wieczorem, wyposażona w rękawicę kuchenną i przecinak do metalu wybrałam się w chabazie, gdzie widziałam  imponujące osty. Kiedym tak kucała w chaszczach tnąc szczególnie dorodną i oporną sztukę, zerknęłam w bok i napotkałam wzrok przechodzącej dziewczyny z psem. 
O. Matko! Jak się speszyła. Bąknęła PRZEPRASZAM!!!  i dała w długą :o)))




^^^^^T^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Chodzę w plener( nawet po przysłowiowe bułki) z taką oto magiczną różdżką. 

Dwa patyczki do szaszłyków, polar i  guzik z pętelką.
Młodzież jednak potrafi bawić się bez alkoholu!






wtorek, 14 lipca 2015

Jawnie sobie bimbam!


Bimbam sobie całkiem jawnie . Jak nie przymierzając mały Nowakowski z "Szóstej klepki". Mam do tego specjalistyczny sprzęt a mianowicie bimbadła do kluczy. Czasem wyposażam w takie  breloczki przyjaciół i tu oto właśnie przed Wami drodzy blogoczytacze ostatni plon.
Ten sercowy pojedzie razem z torbą do Marii, która wpłaciła na rzecz Antosia rozkosznie nierozsądną sumę. Na rewersie żółty kwiatek . Dwa pozostałe są już w długich krętych przewodach pokarmowych poczty polskiej. A może już niemieckiej, kto to wie?






Już jakiś tydzień temu powinnam zacząć ważną, ambitną robotę. No to na uspokojenie dziabnęłam jeszcze w ładne kwiatki torbę.




***
A jakie Wy macie mechanizmy ucieczkowe? Niektórzy sprzątają, posuwając się aż do strychu. Niektórzy muszą się troszkę upić dla znieczulenia. Niektórzy zasiadają z Bardzo Grubą Książką i świat przestaje istnieć, inni kopią w ogródku, jadą na niezupełnie potrzebne zakupy, albo snują się godzinami po necie.

No, co robicie robaczki, żeby nie zabrać się za to co trzeba?

środa, 8 lipca 2015

O matko- ale jestem fajna!

Proszężpaństwa:
Dwupak!
1)Torba.
Uściuboliłam ręcznie paseczki.

 Powstała z nich bardzo przyjemna kolekcja dla Lela Blanc
Oryginalny kawałek szmatki leżał prowokacyjnie, prężył się i kwiczał. 


No to poniosłam go do Pani Krawcowej i ona uszyła ( solidnie i maszynowo)  torbę.


 Wewnatrz ma lnianą podszewkę, kieszonkę, i karabińczyk na klucze. Torba, nie Pani Krawcowa.




Posiada również  ulala- haft ręczny.




2) torba borba ma też tę właściwość, że ile razy spojrzy na nią Właścicielka, ile razy wsunie w nią książki do biblioteki, ile razy namaca wiszące na karabińczyku klucze, wyciągnie z kieszonki komórę, czy chusteczkę do otarcia gila- będzie mogła sobie pomyśleć:
 -  O matko -ale jestem fajna! Pomogłam Antosiowi! Wylicytowałam tę oto torbę na aukcji u Pauliny. Wyskoczyłam z paru dyszek i złożyłam się na rozrusznik serca dla bardzo miłego faceta. Bo Antonii wygląda tak:
>>aukcja<< 
na której można kupić różne fajowskie  rzeczy np. dziewczynę z perłą, albo bez perły, ale za to z ogonem.


Można też wpłacać kaskę bezpośrednio na konto. Choćby dyszeczkę!
Namiary u dołu >>>strony

czwartek, 2 lipca 2015

Bardzo ładnie jest!

Byliśmy w górach. Ja i moje czarne jebotko  /wym.ˈdʒæk.ɪt/.



Pojechaliśmy na wariata, ot tak - na jeden dzień. Z Krakowa to dwie godziny drogi.
Koszą teraz łąki. Sam zapach potrafi wywrócić człowieka a na lewą stronę. Tę lepszą
- z żywszymi zmysłami, cieńszą skórą,  lżejszym sercem.
Rumianki, koniczyna, dzwonki, habazie, trawy z wplecionymi nołnejm kwiateczkami.  
Po pas. 
A ja spora dziewczynka jestem! 












No i widoki, których moja malutka foto-głupawka nijak nie ogarnie. Góry w błękitnej mgiełce.
w iluś odcieniach niebiańskiego wprost koloru. 



No i fauna.
Ku nieustanemu rozbawieniu Pan Sierotki ciągnie do mnie żywe stworzenie. Zwłaszcza krowy.
Zwłaszcza młode. Kiedyś w przecudnych mazurskich okolicznościach przyrody chodziły za nami 
dwie nieuwiązane jałówki. Przeszliśmy paręset metrów, kilometr- SĄ! 
My na kocyk, one stoją skubane  i patrzą. Co my się spojrzymy- skubią.
My w trasę- one za nami. 
My w wądoły i jary, żeby  wariatki zniechęcić, te- po wąskich dróżkach za nami. 
I cały czas z niewinną miną- "nieeee... niiiic, ja tylko przechodziłam przypadkiem".
Przepłoszyliśmy je w końcu klaskaniem, bo gotowe były zająć tylne miejsca w naszej srebrnej 
szczale marki skoda.






A co do przyrody ożywionej.

-Askondpanijest?
Jak bendzie pani sła w lewo, to obacy pani nasom kaplickę. Piękna!
Sam malowałek. To znacy odmalowałek, bo ona stara jest. 
Wujowi obiecałem, on mocno pobozny był, świeć Panie nad jego dusom.
Ja to miałem iść nawet tam wie pani do tych artystuch, oni tam dom plenoerowy majo.
Ale Wuj mówi, ooooo nieeee! Artysty ekscesy narabiajo, ruja, impezy ino- sam odmaluj.
Modliłem się przez noc, no eee...przez pół nocy, nooo- długo się modliłek, farby przygotowałek, 
maluja. Nie powiem, ładnie wysło. Madonnie nawet wargi poprawiłem, bo miała brzyćkie, 
grube ( tu niezapomniana demonstracja paszczą). Cieniuśkie zrobiłem, eleganckie! 
Skończyłek, myśle sobie-SONDE ZROBE! 
Stu osób, stuuu osób prosze panio  spytaliśmy: Ladnie cy nie?! 
To aż sidemdziesiąd dziwiec koma powiedziało Że BARZOŁADNIE.
No to ide po Wuja.
A Wuj, ze toooo, ze tamtooooo i jesce cuś.
No to wie pani sie zdenerwowałek. Siedymdziesiunt dziewińc procent koma! 
Mówie- Wujek! Masz farby, masz drabina, popraf.
A un tak na mnie, na Maryje, na mnie i mmówi: ty wies? Barzołannie jest!