I nieodmiennie się zachwycam: ile fasonów! Jakie materie, faktury, struktury, co za myśl inżynierska! Ileż wykroi!
No to wekuję i pakuję do elektronicznej spiżarni.
Choć trudno w to uwierzyć- przyjdą łyse listopady.
Kosmosy całe prawda?
Dwa dni temu, pachnącym lipcowym wieczorem, wyposażona w rękawicę kuchenną i przecinak do metalu wybrałam się w chabazie, gdzie widziałam imponujące osty. Kiedym tak kucała w chaszczach tnąc szczególnie dorodną i oporną sztukę, zerknęłam w bok i napotkałam wzrok przechodzącej dziewczyny z psem.
O. Matko! Jak się speszyła. Bąknęła PRZEPRASZAM!!! i dała w długą :o)))
^^^^^T^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Chodzę w plener( nawet po przysłowiowe bułki) z taką oto magiczną różdżką.
Dwa patyczki do szaszłyków, polar i guzik z pętelką.
Młodzież jednak potrafi bawić się bez alkoholu!