piątek, 10 stycznia 2020

Cięcie

Spędzałam czas proszę ja Was wśród tej oto ferajny i szczęku nożyczek, a folijki od taśmy dwustronnej wirowały wokół mnie jak confetti. 





 Dzień za dniem, tydzień za tygodniem cięłam, cięłam oraz cięłam,  siedziałam niczym królewna w szklanej kuli wśród wirujących ścinków, papierów- leżących wokół mnie, tworzących labirynty i kolorowe hałdy -i było fajnie. Aż któregoś dnia wstałam i nad poranną kawą poczułam się nie jak 

nożycoręka demiurżka, 

ale jak skapcaniała pańcia w średnim wieku, którą boli kręgosłup i dusza.

Nie było czasu na zastanawianie się- zwykła chandra i przepracowanie, nagły atak realizmu, czy może początki wypalenia. Wsiadłam w PKS i pojechałam w góry wytarzać się w śniegu i i słońcu. Pomogło.

Więc pamiętajcie, jakby co- róbcie sobie okłady z Przyrody.


4 komentarze:

  1. O Zeusie! To żyje!
    A ferajna napadła Cię po powrocie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tańcuję wesoło z całą bandą, idę dziś właśnie na drugą zmianę Ela

      Usuń
  2. Pan Marfewa jest moim faworytem! ))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan Marchewa to Pomarańczowy, ale na wszystkich szkicach skubaniec miał tę marchewkę wbitą w głowę i nie umiałam już tego odzobaczyć.

      Usuń