Kiedy dużo dzieje się w realu, nie ma czasu na net. No ale- stęskniłam się za blogiem i za Wami drodzy blogoczytacze. To widoczek z pogranicza lata i jesieni, jeszcze maki, a już uschłe liście przy świeżo wyasfaltowanej drodze, gdzieś na Mazurach Zachodnich. W Prusach, jak koryguje surowo Pan Sierotka.
Pomiędzy książkowymi zamówieniami, zmalowałam jesiennych widoczków więcej.
Zaczynamy płomiennie, z przełomu sierpnia i września:
Ale są i jaśniejsze momenty- jak dziś, kiedy lecę do Ameryki na zaproszenie Centrali Polskich Szkół Dokształcających. Będą spotkania, warsztaty plastyczne z dziećmi w szkołach weekendowych, i koncert z okazji -uwaga, uwaga- STU lecia Centrali.
Mega urodzinki- będzie się działo!







To jest takie piękne, że po prostu brak mi słów. Przesuwam myszką od jednego obrazka do drugiego i mam wrażenie, że jakieś czary odchodzą w Twojej pracowni.
OdpowiedzUsuńNo, trochę to są czary, miziamy zebranymi w wiązkę włosami, prawdziwymi, czy syntetycznymi, osadzonymi w metalowej skuwce, na drewnianym patyczku, mieszamy z wodą jakieś kolorowe pasty, nakładamy takie rozrzedzone na papier, i efekt tej zabawy potrafi kogoś zachwycić, albo nawet wzruszyć. No , czary jak nic.
UsuńCudownie. Bukolicznie.
OdpowiedzUsuńTak, chyba najmocniej pchają mi się pod pędzel, takie motywy.
UsuńBeautiful photos. Warm greetings from Montreal, Canada ❤️ 😊 🇨🇦
OdpowiedzUsuńThank you. I painted them with tempera paints. Greetings from a village near Krakow in Poland.
Usuń