- a nuż, między:
rachunkami
zaproszeniami
ofertami sprzedaży uzdrawiających garnków
propozycjami prezentacji połączonych z degustacjami towarzyszącymi wizytom w sanktuariach
trzy stronicowymi umowami w metajęzyku
znajdzie się list, prawdziwy list od przyjaciela.
Albo olśniewająca pocztówa z dalekich stron. wypalcowana przez niezliczonych urzędników pocztowych. Ciochająca się w jutowych worach z setkami innymi listów i pocztówek, które trafią w różne strony świata.
Bardzo lubię ten niszowy sport , a frajda jest tym większa, że korespondentów mam wysoce kreatywnych, I cudownie zwariowanych. Utalentowanych. Albo dziecięcych. Co na jedno wychodzi. Plony tej pocztowej szajby trzymam w formie przyprawiającej o moczenie nocne każdego introligatora. Wrzucam to-to mianowicie do pudła na kapelusze...
...albo przyszpilam nad stołem do pracy. Albo na magic-tape przyklejam do ścianki biblioteczki, albo używam jako zakładki, wrzucam jednej z 365 szuflad, albo przekładam ze stolika na stolik z uśmiechem filmowego Salvatore z Imienia Róży.
Bałaganiarstwo połączone ze sklerozą ma swoje zalety - ileż człowieka czeka dzięki temu miłych niespodzianek!
Sama też wysyłam mniej lub bardziej zwariowane listy, albo projektuję papeterie.
Poniżej kartki walentynkowe dla Logosu ( nie, nie mają sklepiku na stronie)
Uwaga! Może komuś żyłka pęknąć od nadmiaru kobaltu!
I...
...i ostatni (na dziś:o) akt okrucieństwa zatykania czytelnikom tętnic błękitem- niepublikowana kartka:
ja na fejsbuku zrobiłam akcje Mateuszkowo-pocztowkowa.
OdpowiedzUsuńTeraz zostanie zasypany kartkami zza Alp:D
A kobalt faktycznie bardzo kobaltowy :)
Co do kobaltu- organozm tego najwyraźniej potrzebuje!
UsuńW morzu walentynkowej czerwieni ten kobalt będzie jak krokiet z kapustą po weselnym torcie. Na odmulenie. Pycha!
OdpowiedzUsuńMasz też takie fazy i natręctwa kolorystyczne- okres błękitny, okres różowy.? Bo mnie ten błękitny trzyma tak jakoś od 20lat.
OdpowiedzUsuńJa jestem raczej rysunkowa (grafikę warsztatową ukochałam), ale prawie wszystkie obrazy spod mojej ręki były szmaragdowo-turkusowo-granatowo-szare.
UsuńAle na siebie od zawsze najchętniej kładę amarant, a dla pełnej euforii zaprawiam oranżem - uwielbiam!
Na siebie kładę - znaczy się na grzbiet, nie na twarz, hahaha!
UsuńMniam, mniam soczysty zestaw. Bardzo energetyczny. Też lubię i doprawiam szarością,albo czernią dla kontrastu.
Usuńtez to mam: kontrasty! Pomarancz z zielenia, blekit z rozem. Tak na grzbicie, w kredkach, jak i na pedzlu (ktorego od lat w reku nie trzymalam).
UsuńNooo... i granat z czerwienią i odrobiną oranżu i wiśnia w gorzkiej czekoladzie, a zimą to najchętniej czerwone z czerwonym. W czerwonym cieplej :o)
UsuńTy nie tylko cuda czynisz! Ty wyginasz fizyke!
OdpowiedzUsuńMnie samej nie wypada, ale gdyby ktoś zechciał zapisać tę opinię ( naukowca, było nie było)w folderze WNIOSEK O BEATYFIKACJĘ ELI DE WU...
UsuńInstrukcja wymiata! =)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,że do takiego wniosku dojdzie też jakiś Wydawca Pocztówek, bo na razie szału nie ma.
UsuńKomantarz wysłany, ale z racji niebycia znajomym mamy Mateusza niewidoczny. Na razie, mam nadzieję.
OdpowiedzUsuńKobalty ach kobalty, to moja ostatnia miłość...
Nieskończoność przecudowna, nic dodać nic ująć. Znaczy się - ideał.
Dziękuję Izabelko!
UsuńPocztówki -te od przyjaciół - zbieram namiętnie:)
OdpowiedzUsuńPrzyszpilam do tablicy, przypinam do lodówki. Cieszę oko na każdym kroku.
I rewanżuję się z przyjemnością:)
Kolorem w tę jesień, kolorem! :)
Kiedy byliśmy na wyjeździe służbowym we Włoszech ( wystawa, warsztaty z dziećmi) biegałam jak kura z obciętą głową po Tabakeriach , żeby kupić odpowiednie znaczki pocztowe. Kolega Tomasz nie mógł się nadziwić, że dziś w XXI wieku są jeszcze lamusy wysyłające pocztówki . Moim argumentem było to, że SMSa moja Pani Matka nie da rady postawić na lodówce.
OdpowiedzUsuń