poniedziałek, 22 maja 2017

Co ja widzę?!




Co robi człowiek mieszkający na wsi,   który raz na 500lat jedzie do Stolicy, od tygodni ciesząc się klęską kulturalnego urodzaju? Człowiek ten otrzepawszy się z kurzu i pajęczyn, wyjmuje z szafy imieninową sukienkę, oskrobuje ( przynajmniej w widocznych częściach organizmu) mech , kręci loki, zabiera piórnik, majty na zmianę  a w głowie wiruje mu niczym w starej pralce Frani jeden wielki rozkoszny DYLEMAT. Czy na ów cały wolny od zadań bojowych piątek jechać do Wilanowa zobaczyć wielką a piękną wystawę plakatów Mieczysława Wasilewskiego, wpaść na Hożą, gdzie pokazuje swoje obrazy arcyklawy malarz i grafik z Krakowa Jacek Sroka, czy może jak zwykle pójść do Zachęty, albo o- O! 0! do Muzeum Etnograficznego, gdzie trwa akurat bliska sercu wystawa?

Człowiek ów duma, duma, lewa półkula jego z przeproszeniem MÓZGU dyskutuje żarliwie z prawą, neurony jak liany plączą  się w makramy, i człowiek w końcu idzie do Ogrodu Saskiego i przez parę godzin zahipnotyzowany, przeszczęśliwy gapi się w zieleń.










ilustracja z książki Agnieszki Frączek "Za płotem z ostów" którą właśnie wydał Debit


W sobotę, na Targach Książki, od przemiłej warszawianki Agnieszki Frączek

dowiedziałam się, że wszystkie wiersze z nowej książki powstały w jej wiejskim, letnim ogrodzie. Jak najdosłowniej- za płotem z ostów. Tak, więc wiecie- aplikujemy Wam po prostu okład z zielonego na oczy.
A! gwoli wyjaśnienia- to nie jest format naszej książki, tylko atrapa, reklama, którą chytrze wyrwałyśmy na potrzeby pamiątkowego zdjęcia jakiemuś dzielnemu, bardzo spoconemu człowiekowi przebranemu za Żółwia Franklina...


Prawdziwa książka ma czterdzieści kilka stron, format +/-25x20 i wyszła kurdebele w druku bardzo po mojej myśli. Jestem szczęśliwą, dumną matką, serotonina, z endorfiną biorą mię pod boczki , a dopamina łaskocze czule me płaty czołowe. Pięknie jest.





13 komentarzy:

  1. Właśnie myślałam jaka wielachna jest! Gratuluję tego romansu (artystycznego), wyszło pięknie!
    A co do dylematów w Stolicy, to samo mam. W końcu napadłam Muzeum Narodowe, teraz moje ulubione i łazienki z domkiem pani Grabowskiej, który przed remontem jest i czuć starą stęchliznę. A w Narodowym w sali gotyku wszystkie ołtarze i figury pachniały mirrą i kadzidłami. To ja na niuchanie wszystko tym razem brałam. A Zachęta, od kilku lat, to moje wielkie rozczarowanie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego my tu ją nazywamy Zniechętą.

      Usuń
    2. O, a ja jako najstarszy góral pamiętam wiele pięknych wystaw w Zachecie właśnie i wielką retrospektywę Nowosielskiego i tam olśnił mnie nieznany mi wcześniej Tatarczyk i Arka Wilkonia i Sasnal i Tarasewicz , który pierdyknłął na kolorowo schody. A w w ciągu kilku ostatnich lat widziałam tam plakaty Tomaszewskiego, świetną wystawę Zamecznika, "tu czy tam"...

      Usuń
  2. Ty wiesz, ile razy jestem w Narodowym, a tak raz na rok MUSZĘ! -organizm bowiem tego potrzebuje, idę do sal średniowiecznych. Sam na sam z arcydziełami! Czasem zza polichromowanej Madonny wyjrzy tylko zdziwiona pani pilnowaczka. Ostatnio oglądałam drzeworyty japońskie i jak zwykle w Narodowym położyłam się na chwilę na tej wielgachnej miękkiej ławce koło księgarni, niby to kontemplując myśl architektoniczna stropu. Mój kręgosłup nie wytrzymuje bowiem takiej dawki sztuki i wzruszeń. A tak myk, z trzaskiem rozprostuje się garba, otrzepie się jak pies po wyjściu z kałuży i może zrobić swojej skoliozie kolejną jesień Średniowiecza!

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka piękna, ale ta z wierszami o kotach skradła moje serce. Będę płakać jak ją będę oddawać w prezencie. Dziękuję za miłe spotkanie w sobotę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na otarcie łez, elektroniczna >>>klik, klik
    chusteczka

    OdpowiedzUsuń
  5. I ja dziękuję za spotkanie.
    Zieleń koi - choć po mezczyznach oglądających akcje na murawie tego nie widać...

    Bardzo mi było miło, widziałam, ze inni rodzice byli podekscytowani spotkaniem. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Targi to jest próba charakteru, i nie mówię tylko o walkach wewnętrznych w obliczu kuszących nowości. Caluteńki czas trzeba ignorować zdrowe sygnały organizmu sugerujące natychmiastową ucieczkę- jak w obliczu tygrysa szablozębnego.

      Hałas, mocne elektryczne światło pomieszane ze słonecznym, tłum niosący w nieprzewidywalnych wirach i ściskach.
      Zylion bodźców, tyleż okazji do gaf, z czego nie omieszkałam skorzystać.

      Usuń
    2. Ha, a co dopiero ma powiedzieć spocony żółw? Plus dlaczego właściwie on się spocił skoroć na targach panował syberyjski ziąb?

      Ładnie wyglądacie, a atrapa fotogenicznej postury.
      :)

      Usuń
    3. Żadna klima nie pomoże, jeśli się ma całość organizmu pokrytą bardzo zielonym syntetycznym pluszem, z małym otworem na oczy. Którędy Żółw Franklin oddychał, wolę nie wnikać.

      Żałuję że się minęłyśmy. Upolowałaś coś?

      Usuń
  6. Co ja widzę, jakie piękne i uśmiechnięte Autorki! Nie miałabym nic przeciwko Elowej książeczce w takim wieeeelkim formacie. Mógłby człowiek siąść wieczorkiem, zatopić się w obrazku i przenieść w inny, bajkowy wymiar. A jak targi, trafiły się jakieś fajne książkowe łupy?

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak, kwitnie proceder "na wymiankę. No i mam całą listę książek, które muszę mieć. Resztką nadwyrężonego rozsądku, (który ma ścisły związek ze skolizą mego kręgosłupa)uznałam że niekoniecznie muszę je dźwigać na dworzec i wieść 300km do domu.

    OdpowiedzUsuń