wtorek, 1 lipca 2014

ZŁOTE MYŚLI

 Tak wygląda paleta naklejkowa zostawiona na deszczu.
Jak ją zobaczyłam, przypomniałam sobie  uwagę mojego Profesora
-Juliusza Joniaka, którego malarstwo i talenta pedagogiczne bardzo, bardzo cenię:
-Powinna się pani starać, żeby obraz był lepszy niż paleta. Nasze wysiłki powinny zmierzać w tym właśnie kierunku!
Racja, z gatunku świętych- prawda?

No i teraz miziam Was pod elektroniczną bródkę:
Jakie były uwagi Waszych Mentorów?
Nie chodzi mi o uwagi typu -"Powiedz głośno Iksińska, wszyscy się pośmiejemy" tylko o rady, które wracają do Was jak memento w dorosłym, zawodowym życiu. Paradoksalne, ale słuszne aż do bólu.

Mamy wśród nas ze dwóch polonistów (wybacz o Gender!), psychologa, mikrobiologa, dziennikarza, paru grafików i malarzy, dyplomatę, filozofa,  księgarza, zoologa, zakonnika, historyka sztuki ( który sam siebie nazywa histerykiem sztuki), kilku nauczycieli, filologów i zapewne kilku innych ...logów, więc spektrum może być przebogate O ile zechcecie się podzielić. Nie bądźcie żyły - podzielcie się radą z,FASCYNUJĄCO INNEGO podwórka.

PS.1. Trafne uwagi Osobistych Babć też się rzecz jasna liczą.

Będą i mini nagrody: ręcznie malowane - Istna Katastrofa
 albo Bukiet Kwiecia
  do wyboru do koloru. 

Na komentarze czekam do północy 8 lipca.

P.S.2 Zaczęły się wakacje. Ktoś z Was będzie może jechał nie nad morze, tylko do Zakopanego?. Samochodem? Przez Myślenice?  Zapraszam na  >>WYSTAWE, która powisi do 7.07.14


50 komentarzy:

  1. Rada, jakiej najczęściej udzielał mój nauczyciel malarstwa, była niewerbalna.
    Stawał on, ów potomek Krasnoludów pachnący czekoladą za sprawą tytoniu, którym napchane miał kieszenie, przy sztaludze, wskazywał jakiś kolor i wykonywał ów gest: z jednej pulchnej, krótkopalcej dłoni formował jakoby miseczkę, z drugiej niby-tłuczek i tymże ucierał w dłoni-miseczce niewidzialne ingrediencje. Przy tym spojrzeniem upewniał się, że rozumiem. I odchodził.

    A w kategorii "słowa", z łezką w oku i uśmiechem wspominam jeden, tegoż pana, komentarz: kiedyś, gdy wkroczyłam do pracowni z ustoma umalowanymi na krwisty czerwony, wykrzyknął na mój widok: Anka! A CÓŻEŚ TY TO ZA POLICHROMIĘ ZROBIŁA?


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha!!! I jeszcze miał taką dyżur na korektę:
      Profesor: nosisz brudne majtki?
      Uczeń/ uczennica: ???
      Profesor: bo kolor tu masz brudny (pokazuje paluchem). No widzisz, majtki zakładasz pod spód i masz czyste, a obraz pokazujesz wszystkim - brudny?
      Chyba każdy z nas został przez niego choć raz odpytany w sprawach bielizny :D

      Ale u Ciebie, Elu, gołym okiem widać, że się czysto nosisz ;))))

      Usuń
    2. Errata: Dyżurną korektę :)

      Usuń
    3. Moja koleżanka z pracowni Żaliła się,że jak ona umiesza kolor, to on się nazywa BRUDNY, a jak puplika Profesora- to ten sam kolor nazywa się WYRAFINOWANY..

      Usuń
  2. Ale fajnie ja chcę nagrodę!
    W podstawówce słyszałam od matematyczki, że jestem artystką ze spalonego teatru. Wbrew intencji nauczycielki bardzo mi się podobało ;)
    Niestety nie mogę przypomnieć sobie jakiś konkretnych rad, czy przepisów... Gdy starałam się o przyjęcie na ASP nie pamiętam od kogo usłyszałam, że moje "rozbrykane" prace nijak się mają do mego wyglądu - grzecznego dziewczątka z pensji.
    Na piątym roku studiów Profesor Jacek Sienicki powiedział, że pamięta moje prace z egzaminów wstępnych, bo były wyjątkowe. I to było bardzo miłe.
    A przy pierwszej wizycie w pracowni ilustracji Profesor Janusz Stanny zapytał, czy moi "Buddenbrookowie" chorują na ospę? :)
    Niestety jedziemy w kierunku morza...
    Uśmiechy ślę,
    am

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę okazuje się ,ze najmniej ŻYLASTE - skłonne do dzielenia się są malarki Tak coś czułam:o)

      Usuń
  3. na studiach niczego mnie nie nauczyli widać ;) Natomiast od ciotki mojej przyjaciólki utkwiło mi jedno i trzyma na mur:

    Po co mamy sobie źle żyć, skoro dobrze i tak nie ma za co..?

    I mówiła to, celebrując przygotowywanie pachnącej kawy, podawanej w najlepszych filiżankach... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dwa motta, niestety oba mało praktyczne w dzisiejszych realiach zawodowych. Pierwsze to pytanie stawiane przez mojego osobistego nauczyciela i wieloletniego szefa. Pytanie stawiane różnymi słowami, ale sens zawsze ten sam: "Czy to Panią interesuje?". W domyśle, jeśli nie, to nie ma sensu się za to brać. Niby oczywiste, ale często łatwo ulec pokusie. Drugie moje motto wyczytałam we wspomnieniach Feynmana. Nie pamiętam dokładnego brzmienia, ale sens: "Nie oszukuj samego siebie, to nie oszukasz innych". Dotyczyło to interpretacji wyników badań naukowych i z racji wykonywanego zawodu jest mi bardzo bliskie, ale można rozszerzyć jego znaczenie na inne dziedziny. Też oczywiste, ale też bardzo łatwo się zapomnieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy TO jest interesujące?
      - kluczowa sprawa!
      Zauważyłam ,ze jak nie jest interesujące, a ja z różnych względów muszę to zrobić, staję na kantach kopyt żeby takie się stało..

      Usuń
    2. A Feymana muszę odkopać w startach książek- kapitalnie się to czyta!

      Usuń
  5. Mikrobiolodzy nie mają chyba takich ekscentrycznych mentorów jak wy, Artyści!

    Ale się postaram!
    Mój licealny profesor historii wpił mi się w pamięć, jako autor tej oto pozłacanej myśli: ‘że jak dwóch nieboszczyków obok siebie leży w grobie to myślimy Iksińska, że jeden się cieszy, że ten drugi też jest martwy?’. (Profesor był mistrzem zawiłej składni i zawsze zwracał się do nas w pierwszej osobie liczby mnogiej.) Wtedy dotyczyło to sytuacji, gdyśmy się szczerze ucieszyli, że oto cała klasa po sprawiedliwości dostała dwóję. Dziś pasuje mi to do jedenastego przykazania: Nie porównuj (siebie z innymi)! I przeciw temu przekazaniu staram się nie grzeszyć.

    Z literatury, od wielu lat, obsesyjnie rozważam, co chciała mi powiedzieć Emily Dickinson:
    Skoro nie mogłam mieć Wszystkiego -
    Nie dbałam o brak mniejszych Rzeczy.

    A w dziedzinie mikrobiologii najważniejszą, acz niszową myślą z metalu szlachetnego jest: nigdy nie oblizuj ezy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz juz rzadko sie opala. Teraz rzadko mozna spotkac malego biologa, ktory zajal sie od palnika Bunsena, brew sobie osmalil, albo wypalil dziure w fartuchu. Teraz ezy sa jednorazowe, pakowane zwykle po dwadziescia sztuk, otwierasz, siejesz, wyrzucasz. Zniknely tez szklane szalki Petriego. A jesli trzeba ogniem osmalic cos punktowo to zwyklam byla uzywac takiego kuchennego miotacza plomieni, na ktorym byl przepis, jak wykonac creme brulee. Ilez bakterii tak skarmelizowalam :)

      Usuń
  6. Jeśli bym się miała pokusić o tłumaczenie Wielkiej Emily D. ujęłabym to w spiżu warte słowa:
    LUZ W KALESONACH!,ale ja prosty człowiek jestem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przekopuję pilnie swoją pamięć; ale nijak słów nie mogę odnaleźć; sporo za to obrazów, gestów i dźwięków (które te WAŻNE osoby wydawały - bez skojarzeń ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też pamiętam , że próbowałam zinterpretować pomruki, chrząknięcia, układ brwi i temperaturę spojrzenia Mistrzów,:o)

      Usuń
  8. Jakoś nic mądrego nie przychodzi mi do głowy, eh... a przecież spotkało się kilka rozsądnych osób po drodze... Chodziłam do liceum ekonomicznego, w którym miałam maszynopisanie. Nauczyciel powtarzał nam sepleniąc niemiłosiernie, że, uwaga: "w każdym porządnym domu powinna być maszyna do pisania!" Macie takie mierniki porządności? Mój stoi w domu rodziców. Maszyna wielka i ciężka jak czołg.

    OdpowiedzUsuń
  9. OOO0oo! Magdalenka o wadze czołgu.
    Jedno z najwcześniejszych wspomnień z dzieciństwa, siedzę na kolanach Dziadka i próbuję pisać metodą orła- krążąc z zagiętym paluchem nad klawiaturą. Pamiętam elektryzujące się lepko matowe fioletowe kalki i fascynację mechanizmem- okrągłe czarne klawisze ze srebrną obwódką i podobne do owadzich nóg prowadnice, które ze zdecydowaniem kopały w papier zostawiając szeregi bezsensownych QWERTYCH i KOPYTEK..

    Teraz ta przedwojenna walizkowa ślicznotka mieszka u nas- znaczy się porządni jesteśmy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ja uwielbiałam ten przesuw wałka - wciąż nowy początek, co linijkę!

      Usuń
    2. Oj tak, takie maszyny magiczną moc miały! Ten stukot, zgrzyty i dzwoneczek przy końcu linii to prawie jak muzyka. A każda karta tabulatorasa :)

      Usuń
    3. Masz superową ikonkę- Anno Hugoandmathildo samaś zmajstrowała?

      Usuń
    4. :) Tak, dzięki. Czyli oprócz tej o maszynie do pisania, mam kolejną historię do opowiadania potomnym: E.W. napisała, że mam superową ikonkę ;) A ikonka wyszła przez przypadek, najpierw była gwiazda origami z kolorowego bloku technicznego, a potem zdjęcie, czy raczej zdjęć mnóstwo na tle białego prześcieradła, z których praktycznie tylko jedno czy dwa "wyszło". Przepis na gwiazdę tutaj, ale nie pogniewam się, jeśli usuniesz, bo to niejako autopromocja: http://hugoimatylda.blogspot.ie/2013/12/najpiekniejsza-gwiazda-origami.html

      Usuń
    5. Jak usunę, jak usunę, linkę przyciągnę, a nie usunę >>>KLIK KLIK

      Wstawiać uproszczone linki nauczyła mnie Kasia z Tekturowa
      "Kiedyś pytałaś w komentarzach na blogu o sposób zamieszczania skróconych linków i zapomniałam Ci odpisać. W komentarzach stosuję najprostszy surowy zapis HTML według schematu:
      .......

      czyli jeśli chcę, aby tekst TEKTUROWO odsyłał mnie do bloga, napiszę to tak:

      TEKTUROWO

      Usuń
    6. Aaaa html wziął i oszalał. Jak rozkminię, co zrobić ,żeby nie ukrywało tego skrótu- napiszę.

      Usuń
    7. Pojęcia nie miałam, że tak w ogóle można :)

      Usuń
  10. Hm... myślę i myślę... i amnezjuję...
    Ale jednak przypominają mi się dwie myśli złote:
    1) Dziadek mój osobisty często mnie pouczał:
    "Rodzice zawsze mają rację".
    Ach, jakże łatwo było mu to mówić, ach jakże ja się zżymałam wtedy...
    Dziś chętnie mówiłabym córce (na szczęście rzadko to robię):
    "Rodzice nie zawsze mają rację, ale nader często" ;-)
    2) Jeden z rodziców-weteranów ED rzekł tak:
    "Edukacja domowa to stan umysłu."
    Howgh! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. A i słowa Hugona Steinhausa,
      które często powtarzał mój mąż (mnie i innym):
      "Matematyk zrobi to* lepiej!"
      (*cokolwiek)
      ;-)

      Usuń
    3. Gdzieś blisko jest jedno z ulubionych powiedzonek mojego Taty- "Do wszystkiego potrzebna jest pewna doza inteligencji"

      Usuń
  11. Jestem po raz pierwszy, weszłam po drabince z kacznika (od Kaczki)i zachwyciło mnie pytanie.
    Zawodowo moja pierwsza kierowniczka dała mi radę, do której się stosuję:
    "Jak Cię nie pytają, to się nie odzywaj".

    Po niemal 20 latach stwierdzam, że ma to wielowymiarowe i uniwersalne znaczenie zarówno stojąc po drugiej stronie stołu/lady jak i siedząc na zebraniu/spotkaniu w firmie.
    Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, zapomniałam dodać: to zawodowo farmaceutyczna mądrość :-D

      Usuń
    2. Cześć Izabelko - miło ,że wpadłaś !
      Podejrzewam ,że możesz mieć spisany kajecik najabsurdalniejszych pytań pacjentów z cyklu - Pani Magister, ja bym poprosiła to lekarstwo,co wczoraj reklamowali po Dzienniku, nazwy nie pamiętam ale to takie BIAŁE są tabletki..Bardzo skuteczne Jak to pani nie wie które?

      Usuń
    3. :))) dokładnie takie pytania były! Ale nie mam ich spisanych. Za to razem z przyjaciółką w czasie studiów notowałyśmy na marginesach wykładów "złote myśli" wykładowców, np.
      "Żołnierz strzela, Pan Bóg kule nosi" - to o wynikach kolokwium.
      Niestety papiery uległy spaleniu (za moją zgodą) więc musiałabym odwołać się do pamięci przyjaciółki po inne powiedzonka.
      A wracając do apteki - anegdota. Kiedyś były krople Cardiamid K (nie wiem czy nadal są, jeszcze nie jestem w grupie konsumentów ;)) i usłyszałam od pacjentki: "Poproszę Cardiamid, ale ten z kokainą".
      ;):))

      Usuń
  12. "Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było" - prawda życiowa o charakterze ogólnym wygłaszana często przez mojego ukochanego ś.p. Wujka.

    A moja Mama często powtarza to, co mowiła jej Mama - mocno dośwaidzona przez zycie: dwie wojny, pierwszy mąż zmarł szybko, drugi zostawił ją z dwiema córeczkami, chorowała i zmarla na raka, niestety nie miałam okazji je poznać - "Jeśli problemem są pieniądze, to to nie jest problem"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo mądre żydowskie powiedzonko jest:
      Jeśli problemem są pieniądze, to nie jest problem - to są koszta!
      :)

      Usuń
  13. A ja ostatnio zachodzę tu sobie często i z wielką przyjemności popatruję na warsztat twórczy, na miejsce pracy i na proces powstawania ilustracji - i tych malowanych i tych szytych... Bardzo to budujące i natychające:)
    I ja też bardzo chcę coś takiego cudownego i kolorowego wygrać - ilustracja zawisałby sobie na honorowym miejscu w pokoiku moich szkrabików:) Tak mi się tam marzy...

    Ja, ponieważ studia dawno skończyłam, w dodatku byłam typem nieco zbuntowanym wewnętrznie, który uważał, że sam wie najlepiej jaką drogą podążać, dziś żałuję trochę, że nie wyciskałam więcej mądrości ze swoich nauczycieli.
    Ale zdarzyło się kilka słów, które zapadły mi w pamięć.

    Profesor od drzewa (czyt. drzeworytu i technik wypukłodrukowych) na przykład, zwykł udzielać nam cennych rad, czasem językiem bardzo wysublimowanym i uczonym, nie raz przeceniając nasze możliwości zrozumienia - po korektach trzeba było biec do biblioteki by skorzystać ze słownika wyrazów obcych i sobie wszystko przetłumaczyć. To samo w sobie było cenne.

    Jedna zaś z jego rad, dla mnie akurat ważna (ponieważ odkryła przede mną prawdziwą naturę linorytu), brzmiała, by się zastanowić, czy aby dane działanie nie jest zanadto faksymilowe (odnosiło się to do projektu i sposobu jego odtworzenia już w powstającej grafice).

    To o co chodziło Profesorowi, tłumacząc na język bardziej zrozumiały - to to, aby znaleźć środki wyrazu właściwe dla danej techniki, tzn. mówiąc jeszcze bardziej wprost, aby zastanowić się czy naśladownictwo wprost (tu akurat narzędzia) to aby na pewno dobra droga.
    Odnosiło się to do linorytów, ale myślę, że to w ogóle bardzo dobra rada dla wszelkich przejawów tworzenia.

    Tak poważnie mi wyszło, ale to jedna z rzeczy, które bardzo dobrze pamiętam. Może się komu przyda...:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Robię drugie podejście, bo pierwsze zostało zeżarte przez internet. Otóż mój najwspanialszy polonista w liceum zachęcał nas, durną młodzież do lektur, obiecując "momenty". A wszystko w myśl złotej zasady: "Rybkę łapie się na to co lubi rybka, a nie rybak!" I my, łatwowierne rybki ławicą rzucałyśmy się na wartościowe księgi! :)
    Zasada jest moim zdaniem złota i ma szerokie zastosowanie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Och, Wy Artyści! Uwielbiam Was!
    To teraz ja, prosty, ścisły mgr inż:
    Jakoś wykładowcy nie zahaczyli się w mój mózg haczykami wysublimowanych sentencji.
    Mam kilka, które mi przyświecają, trzymam się tego, co mówił mi tata. Że miłość zwycięża, że zło dobrem zwalczaj i coś najprostszego, do czego musiałam dojrzeć - żyj i pozwól żyć innym.

    I coś, co pojawiło się jakoś czas temu, a wtapia się gładko w lukier słów Kaczki.

    Otóż.
    Jakiś czas temu rozmawiałam z Musierowicz. Nie twarzą w twarz, bo nigdy nie miałam śmiałości. Raz stałam za nią kilkanaście minut w punkcie ksero i dreptałam z nogi na nogę, aż w końcu skserowała jakieś plany i poszłaaaaaaaaaa. Kolejny raz wlazłam na Jej klatkę schodową, na Słowackiego, pooglądałam poręcze, wycieraczkę, drzwi i ...poszłam...
    Uwielbiam Jej książki, zaczęłam je czytać w późnym liceum. W wiadomościach prywatnych czasem dostaję sygnały, że piszę "jak Musierowicz". Napisałam do pisarki, przytoczę tu naszą rozmowę, esencję z kilku elektronicznej wymiany zdań, najważniejsze jest jak zwykle na końcu i na dnie :) Ale cała rozmowa jest skarbnicą wiedzy.

    "Moniko, (...) jeśli chodzi o doradzanie w tej materii - powstrzymuję się do niego z jeszcze innych względów: autor, zwłaszcza początkujący, powinien polegać przede wszystkim na sobie.
    I oto rada, jakiej udzielę Ci na odległość: skoro zarzucają Ci, że piszesz "jak Musierowicz", postaraj się tym zarzutem przejąć. Nie należy pisać "jak" ktoś, nawet "jak Dostojewski". Pisz "jak Monika". To o to przecież chodzi w tej całej zabawie: masz stworzyć własny świat I przedstawić go w jedyny, Tobie właściwy sposób.
    Twórczość, która tylko naśladuje, zemrze na anemię.
    Do dzieła!
    I nie pytaj nikogo "czy to coś warte". Dopóki samej siebie nie zadziwisz I nie zachwycisz, dopóki sama nie uznasz, że to "już"- nikt Ci nie pomoże.
    Przepraszam, ale taka jest prawda.
    ...
    O, świetnie, że to rozumiesz, Moniko.
    Ale w jednym się mylisz: to nie jest tak, że dziś nie potrzeba nikomu radosnych, słonecznych opowieści. Chyba zawsze są takie potrzebne. A im trudniejsze czasy, tym bardziej.
    Nie poddawaj się, pisz, szukaj własnej drogi I własnych środków wyrazu! Warto!

    ...
    Bardzo mądre to zdanie o zachwycaniu samego siebie, ale to przecież bardzo trudna rzecz! (...) Tylko, czy to nie takie uczucie, które przychodzi powoli, z mozołem?
    ...
    To akurat jest oczywiste. Bez pracy nie ma kołaczy, że tak powiem. Namozolić się trzeba.
    Bez mozołu piszą grafomani. No I oni właśnie łatwo siebie zachwycają.
    Mozół nie wynika z tego, że się człowiekowi trudno pisze, lecz z tego, że tekst łatwo napisany trzeba jeszcze uczynić bardzo dobrym.
    Bo kto nam niby obiecywał, że będzie łatwo?
    Łatwo nie jest.
    I nie ma być.
    Wśród trudności zdobywamy siły I doświadczenie.

    Pozdrawiam serdecznie!

    ....

    Pani Małgorzato, no właśnie, ale jak odróżnić co grafomańskie a co nie? Jaka jest granica, kto ją ustala? Oceniają czytelnicy? A może krytycy? Koledzy Po piórze? Jak to jest?
    Ciśnie MI się wręcz na usta głosem Ireny Kwiatkowskiej: "kto ptak, a kto nie ptak"?
    :)

    Moniu, ustalasz to sama.
    To jest Po prostu zawód dla solistów.

    A kolegów Po piórze NIGDY nie pytaj.
    Każą Ci pisać tak, jak piszą oni, bowiem przyłożą do Twojego pisania swoją miarę.

    A miara ma być Twoja.

    Dlatego uważam, że najważniejszą osobą w życiu pisarza jest jego szkolny polonista. To do niego zależy (w ogromnym stopniu) Twoje poczucie miary I Twój literacki smak.
    Całej reszty musisz nauczyć się sama (czytając I pisząc). I na nikogo nie liczyć."

    O! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeee... TAKIM asem z rekawa nas tu wszystkich zastrzelic! Foch :)
      kaczka grafomanka (bo bez mozolu), ale nie 100% tylko z jakas domieszka (bo sie nie zachwyca. soba.)

      Usuń
    2. Dziękuję, że się tym podzieliłaś!

      Usuń
    3. Kaczko, bo Ty się ocierasz o geniusz.

      Anno, no pierwszy raz publicznie :*

      Usuń
    4. Nie dość że pandemonia to jeszcze katastrofa, wesoło jest ;)

      Monia to ma zapewne grubaśne ręce, bo w rękawach to ona ma ukrytego niejednego asa. Pewnie całą talię, albo i kilka ;)

      Usuń
    5. Rączki to ma zapewne PandeMonia cieniuśkie i wiotkie, ale chodzi w kimonie,żeby jej się te wszystkie asy w rękawach pomieściły...

      Usuń
    6. I tu zaskoczę Was, drogie Panie - obie się mylić raczycie.

      Prawda wygląda następująco, a przekonałam się o tym boleśnie ostatnio*, próbując odziać się w bluzeczkę cudnej urody, która miała krótki rękawek zakończony lamóweczką z guziczkiem. Włożyłąm najpierw główkę mą tasiemczą, a potem wsunęłam kończyny górne, które utknęły w otworkach trochę za nadgarstkami. Ugrzęzłam na amen, biegając po domu jak upośledzony nietoperz. To chyba wiele mówi o moich obwodach. Tam nawet nie zmieści się nawet mała talia do pasjansa.
      Kimono. Tak, kimono Muszę zapamiętać.

      *ostatnio to wczoraj albo tydzień temu, jako rzekłam tu kiedyś.

      Usuń
  16. Aaaale fajne wpisy- bardzo Wam dziękuje. Parę dni byłam całkiem beznetowo we Wrocławiu- a tu taka niespodzianka!

    OdpowiedzUsuń
  17. Złotymi myślami zgromadzonymi w procesie wychowania i edukacji mogłabym wytapetować spory pałacyk. Większość jest mało odkrywcza, ale działa, a to się liczy.

    Polonistka (tak a propos Musierowicz u Pandemonii) zwykła była mawiać, że na szczęście nieźle wyglądam w pomarańczowym, więc będę mogła pracować przynajmniej przy robotach drogowych.

    W domu moim natomiast bardzo mądrze, choć z pewną rezygnacją mawiało się "Jak byś się nie obrócił, zawsze dupa z tyłu".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Perły powstają najczęściej w wyniku reakcji organizmu na ciało obce, które przedostało się do muszli" tako rzecze Wikipedia.

      Ileż ambicji zranionych przez Wredne Polonistki zadziałało na tej właśnie zasadzie

      Usuń
  18. nie wiem czy to się kwalifikuje, bo to nie rada mentora ale pierwszego Prawdziwego Szefa: "jako szef przynajmniej raz wykonaj pracę, którą zlecasz podwładnemu, sam. Będziesz wiedział z czym to się wiąże i miał pojęcie ile czasu potrzeba". Genialne jak dla mnie, sprawdziło się w 100%, choć pewnie nie zawsze możliwe do zastosowania (gdy w grę wchodzą jakieś specjalistyczne licencje czy uprawnienia)

    OdpowiedzUsuń